Rok 2011 jest dla nas bardzo ważnym rokiem.
Wydarzyło się bardzo wiele.
Postanowiliśmy, już dłużej nie zwlekać ze ślubem i w tym roku go w końcu wziąć. Od początku roku wzięliśmy się w garść i rozpoczęliśmy wykonywanie czynności związanych ze ślubem.
Na początku pomysł był taki, że kupujemy motor, podjeżdżamy nim pod
kościół, w kościele jak w kościele będzie co musi być i po wyjściu z
kościoła ładujemy na motor sakwy i tyle nas widzieli.
No nie wyszło…
Ostatecznie zdecydowaliśmy się na normalny tryb ze wszystkimi tego
konsekwencjami… Marzenia o motorze musiały ustąpić zabawie weselnej.
Ale w główkach na pocieszenie kotłowały się myśli związane z podróżą
poślubną. Pierwszy plan to wyjazd z siostrą i szwagrem na spływ trawą po
Biebrzy. Z resztą to już ustaliliśmy zanim zaczęliśmy załatwiać ślub.
Cieszyliśmy się z tego wyjazdu, z tego, że w końcu ktoś chciał zrobić
coś z nami.
Namówić siostrę na taki spływ też nie było łatwo.
Tak sobie pewnego dnia siedząc i rozmyślając nad tym co nas czeka i naszym urlopie poślubnym stwierdziliśmy, że nie… to za mało…
Po pierwsze spływaliśmy już i tratwą i po Biebrzy, po drugie co to za podróż poślubna… bez sensu. Trzeba zrobić coś fajniejszego, mocniejszego… (trzeba też się liczyć z tym, że jak zwykle pojedziemy sami).
Ile maksymalnie dostaniemy urlopu? Hmmm… trzy tygodnie… co chcemy
robić?? Hmmm… chyba spędzić je na siodełkach… Gdzie jesteśmy w stanie w
tym czasie dojechać??? Hmmm… weźmy mapę i przeanalizujmy…
Morze Czarne!! Tak, jedziemy przez Mołdawię nad Morze Czarne !!
Do takiej wyprawy trzeba się jednak dobrze przygotować…
Ale zacznijmy od początku roku…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz